25.8.09

BYĆ KOBIETĄ...

Kiedyś usłyszałam taki dowcip: Gdy Bóg stworzył świat, spojrzał z aprobatą na swoje dzieło: wszystko było idealne i piękne. W pewnym momencie Bóg dostrzegł kobietę – popatrzył na nią, westchnął i powiedział: „A ty… - ty będziesz musiała się malować” :)

W malowaniu się i dbaniu o wygląd nie widzę nic złego, o ile jest to w dobrym tonie, naturalne i bez przesady. Wyróżniam trzy kategorie kobiet, które robią to:

· dla męża/narzeczonego/chłopaka (potrzebujące akceptacji)
· dla innych kobiet (frustratki)
· dla siebie (szczęściary)

Do której kategorii się wpisujecie? :)

20.8.09

SKLEP 1001 DROBIAZGÓW

Witam, czym mogę służyć?
Dzień dobry. Poproszę zwykły uśmiech, miłe słowo, czuły gest, odrobinę wolnego czasu i wyrozumiałości…
Coś jeszcze?
Tak, tak, mam gdzieś przy sobie listę… jeszcze kilka komplementów, szczyptę spontaniczności oraz nieco akceptacji.
Zapakować?
Nie, dziękuję, mam przy sobie szarą torbę codzienności. Ile płacę?
Chwileczkę – podliczmy… Garść optymizmu.
Aż tyle?
Przecież to całkiem mało. Może pani zapłacić kartą.
Nie, w takim razie dziękuję.
No trudno, proszę już sobie nie robić kłopotu, sama poodkładam towar na miejsce. Zapraszam ponownie.

13.8.09

PORANEK

Nie jestem rannym ptaszkiem, ale lubię te chwile. Jest w nich coś świeżego i nowego, takie preludium dnia. Szybki prysznic i już można nieśpiesznie popijać kawę przy otwartych oknach, a może wyjść z kubkiem na balkon? Wschody słońca są naprawdę piękne. Wokół cisza, domownicy śpią, na dole słychać dozorcę i śmieciarkę -> znaczy, że wtorek lub czwartek :). Czytam „coś dla ducha”, włączam radio, sprawdzam pocztę… Czasami lubię zerknąć na „Kawę czy herbatę” w TV. Niewymuszone uśmiechy prowadzących wprawiają mnie w dobry nastrój. Przygotowuję niespodziankowe śniadanie dla męża. To będzie dobry dzień.

PS bardzo, bardzo dawno nie miałam takiego poranka :) ale te, które przeżywam od ponad 9 miesięcy także mają swój urok, choć nauczyłam się wszystko robić w pośpiechu i niekoniecznie zawsze w tej samej kolejności :)

8.8.09

SĄSIEDZI

Widywałam go prawie codziennie. Co tu kryć – bywał denerwujący, choć ogólnie nawet miły. Najgorszy był jego nałóg – na potęgę palił papierosy. Wychodził ze swojego mieszkania, siadał na krześle (nawet nie otwierał okna!) i kurzył… Ależ to było irytujące! Czuć było w całym domu. Poproszony o zaprzestanie swego rytuału, nieco się ograniczył. Od kilku miesięcy w ogóle nie czuć tytoniu. Rzucił? Zachorował? Otóż nic z tych rzeczy. Umarł. Tak po prostu i po cichu. Palił papierosy, jeździł rudym Tico i lubił łowić ryby. Fernandel spod 65.