13.8.09

PORANEK

Nie jestem rannym ptaszkiem, ale lubię te chwile. Jest w nich coś świeżego i nowego, takie preludium dnia. Szybki prysznic i już można nieśpiesznie popijać kawę przy otwartych oknach, a może wyjść z kubkiem na balkon? Wschody słońca są naprawdę piękne. Wokół cisza, domownicy śpią, na dole słychać dozorcę i śmieciarkę -> znaczy, że wtorek lub czwartek :). Czytam „coś dla ducha”, włączam radio, sprawdzam pocztę… Czasami lubię zerknąć na „Kawę czy herbatę” w TV. Niewymuszone uśmiechy prowadzących wprawiają mnie w dobry nastrój. Przygotowuję niespodziankowe śniadanie dla męża. To będzie dobry dzień.

PS bardzo, bardzo dawno nie miałam takiego poranka :) ale te, które przeżywam od ponad 9 miesięcy także mają swój urok, choć nauczyłam się wszystko robić w pośpiechu i niekoniecznie zawsze w tej samej kolejności :)

10 komentarzy:

  1. Ja też lubię te chwile, czuję się wtedy uprzywilejowana… Dlatego doceniam to, że dzielnica, w której mieszkam jest tak spokojna i wypustoszała, szczególnie popołudniami, wieczorami i w weekendy :-) Nie trzeba się zatem zrywać z rana, by doświadczyć spokoju, ponieważ jest po prostu błogo przez cały czas!

    OdpowiedzUsuń
  2. To co było już nigdy nie wróci w takiej samej "postaci" ale umieć się cieszyć z nowych doświadczeń, wrażeń, z codziennie innych poranków - to cudowna umiejętność, to hmmm szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tino - tak sobie myślę, że mieszkasz w "zaczarowanym miejscu" i tak pięknie o nim opowiadasz... Czy nowe mieszkanie mieści się w jakiejś secesyjnej kamienicy? Dzięki, że tu zajrzałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gargamelko - wiesz, czasami takie poranki wracają, ale wówczas jest czas tylko na prysznic i kawę (bez śniadania dla męża albo odwrotnie). Cieszenie z nowych poranków, a raczej ich akceptacja przychodzi z czasem... :) Dziękuję za wpadnięcie na bloga i zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, musisz koniecznie przyjechać by zobaczyć! Mieści się w takiej typowej maison bruxelloise, ("brukselska kamienica") z ok. 1930r., która była kiedyś domem jednorodzinnym. Każde piętro miało swoje przeznaczenie (na niższym piętrach: kuchnia, służba, pralnia, pomieszczenia gospodarcze, na wyższych: pokoje dzienny, gościnny, sypialnie…). Po wojnie ludzi nie było stać na utrzymywanie tak wielkich domostw i wiele z nich padło w gruzach. Ale znajdują się ludzie, którzy – głównie z myślą o wynajęciu – je odkupują i remontują. Dzielą je wtedy na mieszkania, zazwyczaj z każdego piętra wychodzi oddzielne mieszkanie. Na moje składa się kuchnia, łazienka, toaleta, jadalnia, salon i sypialnia. W sypialni mam wykusz, z którego jestem bardzo dumna – dzięki niemu (i dzięki wysokości sufitów ok. 3.50 m) mieszkanie jest bardzo widne. Pralka na półpiętrze jest wspólna dla pięciu mieszkań, z których składa się kamienica, a rower trzymam na klatce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tino - już sam opis skłania do natychmiastowego kupna biletu do Brukseli :) Obiecuję, że przybędę, na pewno. Marzy mi się wiosenna lub jesienna (to raczej realniejsze) secesyjna Bruksela, ale tylko w Twoim towarzystwie! Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Foksal - masz całkowitą rację! I znając Tinę, bardzo ładnie ten raj sobie urządziła :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Inga – czekam na Ciebie. Co do "raju": wszystko zależy od tego, jak się ten raj rozumie. Wiele ludzi nie lubi Brukseli, z różnych powodów, ale to temat rzeka. Mnie się tu podoba, ponieważ potrafię docenić to, co mam. Ale pamiętajmy, że wszystko jest względne. To, co mnie się w tym mieście podoba, może kogoś innego drażnić. A co do urządzenia… jeszcze mebluję, brakuję mi paru ostatnich rzeczy, ale już jutro jadę do sklepu je zamówić (sekretarzyk, wieszak i takie coś, co nie wiem jak po polsku się nazywa).

    OdpowiedzUsuń
  9. Tino - zaintrygowało mnie zwłaszcza to COŚ :)Prześlij fotkę, jeśli uda Ci się zakupić. Pisząc o raju miałam na myśli fakt, że chyba znalazłaś swoje miejsce na ziemi (przynajmniej na jakiś czas) gdzie czujesz się dobrze, a to przecież najważniejsze. A jesli przy okazji Ci się tam podoba, to tylko plus.

    OdpowiedzUsuń