19.6.10

OBYWATELKO, OBYWATELU!

Obserwując młodzież, dorosłych i tych bardziej zaawansowanych wiekowo już dawno doszłam do wniosku, że społeczeństwo obywatelskie to mit. Na poziomie klas, szkół, osiedli, miasteczek i miast – brak dużej ilości inicjatyw mających znaczący wpływ choćby na poprawę zwykłego życia. Nie chodzi mi o akcje „społecznościowe” – oto wszyscy bierzemy łopaty i siejemy trawnik na osiedlu; nie te czasy i nie ten ustrój. Przykład? W moim bloku nie ma wjazdu dla wózków. Przecież nikt z administracji sam z siebie nie zajmie się tym problemem, dopóki osoby zainteresowane nie zaczną naciskać. Tak samo będzie w sprawie różnych ustaw, także tej szeroko ostatnio dyskutowanej, dotyczącej przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Analogicznie – w kwestii głupich, szkodliwych czy seksistowskich reklam. W tej sprawie działa Stowarzyszenie Twoja Sprawa (www.twojasprawa.org.pl), które ma na swym koncie spore sukcesy, m.in. zakaz eksponowania pism pornograficznych w kioskach. Tak, trzeba działać, jeśli nam coś nie pasuje. Dzięki ludziom aktywnym na Kabatach powstał park, w którym każdy z mieszkańców, po uzgodnieniu z architektem zieleni, może zasadzić drzewko lub krzew dla kogoś bliskiego. A całą inicjatywę wymyślił i przeprowadził jeden z mieszkańców, pan Karol, początkowo rugany przez urzędników. Można? Można!

Dlatego: systematycznie od kilku lat to ja decyduję czyje konto zasili 1% mojego podatku; jutro podrepczę na wybory, a przed wyborami parlamentarnymi pójdę na spotkanie z kandydatem, na którego będę chciała oddać głos, by potem – patrzeć mu na ręce :) Znajomy mojej siostry, Anglik, kiedyś ze zdziwieniem ją zapytał: „Ty nie wiesz kto jest w radzie Twojej dzielnicy? Nie chodzisz do niego do biura i nie pytasz dlaczego nie interesuje się tą czy tamtą sprawą? W naszej dzielnicy szwankowała kanalizacja, więc poszliśmy do niego i musiał się tym zająć!”

Tak… czas by hasłu „demokracja” przywrócić właściwą treść. Od nas naprawdę dużo zależy – i ja w to wierzę. Potrzeba tylko wysiłku. Ale przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo :)

8.6.10

A JEST CHWILA TAKA...

Dobrze rozumieją to poważnie chorzy, umierający lub dotknięci podobną sytuacją. Są w życiu takie chwile (ojej, ale zabrzmiało banalnie), że człowiek zostaje całkiem sam. Nieważne, czy to na szpitalnym łóżku czy w domu czy w jakimś innym miejscu; nieważne też jak długo trwa owa chwila – chodzi o fakt i przekroczenie pewnej granicy. Choćby nie wiem ile osób podtrzymywało na duchu w krytycznej sytuacji, wysyłało dziesiątki smsów i e-maili, że „wszystko będzie dobrze i ułoży się, zobaczysz”, trzymało za rękę, przytulało – jest taki moment, kiedy człowiek staje sam w obliczu swojego lęku i bólu. Może to trwać dłużej lub zaledwie chwilę, ale jest. I trzeba się z tym zmierzyć, bo nie ma już odwrotu ani możliwości ucieczki. Co wtedy? Bezsilność, pustka, poczucie osamotnienia i łzy. Nierzadko modlitwa lub panika.

„A jest chwila taka, że Bóg nakazał płacz. Więc lepiej płakać.”

Jakie to szczęście, że każda burza mija, a czasami widać nawet tęczę…