Dobrze rozumieją to poważnie chorzy, umierający lub dotknięci podobną sytuacją. Są w życiu takie chwile (ojej, ale zabrzmiało banalnie), że człowiek zostaje całkiem sam. Nieważne, czy to na szpitalnym łóżku czy w domu czy w jakimś innym miejscu; nieważne też jak długo trwa owa chwila – chodzi o fakt i przekroczenie pewnej granicy. Choćby nie wiem ile osób podtrzymywało na duchu w krytycznej sytuacji, wysyłało dziesiątki smsów i e-maili, że „wszystko będzie dobrze i ułoży się, zobaczysz”, trzymało za rękę, przytulało – jest taki moment, kiedy człowiek staje sam w obliczu swojego lęku i bólu. Może to trwać dłużej lub zaledwie chwilę, ale jest. I trzeba się z tym zmierzyć, bo nie ma już odwrotu ani możliwości ucieczki. Co wtedy? Bezsilność, pustka, poczucie osamotnienia i łzy. Nierzadko modlitwa lub panika.
„A jest chwila taka, że Bóg nakazał płacz. Więc lepiej płakać.”
Jakie to szczęście, że każda burza mija, a czasami widać nawet tęczę…
święta prawda, pani dobrodziko.
OdpowiedzUsuńwobec tego tylko przypomnę: w czasie parcia rozluźniaj mięśnie, jakkolwiek niemozliwie to brzmi :)
Foksal - będę pamiętać, dopóki nie trzeba będzie tego robić :)
OdpowiedzUsuńdobrze to wszystko wygląda. trochę różowo gdzieniegdzie, ale oj tam :)
OdpowiedzUsuńDziś rano zobaczyłam tęczę nad pustym osiedlem - zatem musi się ułożyć.
OdpowiedzUsuńFoksal - trochę za różowo :) ale chwilowo tak ma być. Chociaż powoli dojrzewam do tego szablonu z książkami + pomarańczowo-żółte akcenty.
OdpowiedzUsuńKotmagdalene - już widać tęczę,naprzemiennie z burzami.
Miałam taką chwilę - niejedną, ale jedną bardzo trudną. Chyba jej potrzebowałam...
OdpowiedzUsuńmagda~
Magdo - myślę, że takie sytuacje pozwalają nam uwierzyć w siebie: że tak naprawdę jesteśmy silne i damy sobie radę, choć dobrze mieć wtedy kogoś u boku.
OdpowiedzUsuń